Minister cyfryzacji z ramienia Lewicy Krzysztof Gawkowski komentował w "Faktach po Faktach" w TVN24 w niedzielę wpis ministry funduszy i polityki regionalnej Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz.
"Minęły dwa tygodnie i mam wrażenie, że jesteśmy w tym samym punkcie. Lekcja udzielona przez wyborców nie dotarła z siłą, z którą powinna była dotrzeć. Teatr polityczny-ciągnąca się tygodniami rekonstrukcja, czy wzajemne zaganianie się do roboty - nie pomoże. Robota bez celu strategicznego zamienia się w bieganie z taczkami bez patrzenia co w tych taczkach wieziemy" - napisała między innymi Pełczyńska-Nałęcz w portalu X.
"Za mało melisy wypili"
Gawkowski stwierdził, że rozróżnia prawdziwą politykę od tej, która dzieje się w mediach społecznościowych. - Napędzane są różne wpisy, politycy albo nie trzymają ciśnienia, albo za mało melisy wypili - dodał.
- We wtorek o poranku z panią minister, z panem premierem Kosiniakiem i z panem premierem Tuskiem się widzieliśmy i te słowa nie padały. No nie wiem, czym się może różnić 48 godzin od słów, które padły, od tego, co zostało napisane - skwitował minister.
Stwierdził również, że wpis Pełczyńskiej-Nałęcz mu się nie podoba. - Uważam, że to jest złe. Ja bym proponował najpierw melisa, a później wpisy, a nie odwrotnie - powiedział. - Ale ja ją bardzo lubię, to jest znakomita ministra. Bardzo duże sukcesy w resorcie - dodał.
"Za długo jestem w tej polityce, żebym się tym ekscytował"
Gawkowski komentował też dalsze plany związane z rządem. - Miało być wotum, było wotum. Teraz rozmowy zaczynają się z ministrami konstytucyjnymi, co zapowiedział premier. Potrwają cztery, sześć tygodni - mówił.
Wyjaśnił, że rekonstrukcja rządu "nie powinna polegać na tym, że wymienimy nazwiska i na tym się skończy, albo połączymy dwa-trzy resorty". - Wymiana ministra nie może wyhamować prac tego rządu, bo akurat jeżeli gdzieś mamy przyspieszać, to w polityce współpracy i koordynacji, a nie, że przyjdzie nowy minister, będzie się zapoznawał z resortem miesiąc, drugi miesiąc swoje pomysły będzie przedkładał i trzy miesiące nie ma pracy. Nie, to jest najgorsza rzecz, jaka mogłaby się teraz wydarzyć - ocenił.
Jego zdaniem ministrowie dowiedzą się od premiera, że szykuje się zmiana i oni wdrożą swoich następców "szybko i skutecznie". Dodał, że do tej pory rząd miał problem z komunikowaniem tego, ile zrobił. Przyznał jednak, że trzeba "w niektórych miejscach, w niektórych resortach, przyspieszyć". - Jeżeli to się wszystko uda, to te 18 miesięcy i dobra opowieść z rzecznikiem rządu, to jest czas, w którym wyjdziemy na prostą wyborczą - mówił.
- Ja bym chciał tak rozmawiać o rządzie (...). Ja za długo jestem w tej polityce, żebym się tym ekscytował - stwierdził minister.
"Jest coś na rzeczy"
Gawkowski odniósł się też do śledztwa Prokuratury Krajowej w sprawie nielegalnego wykorzystania środków do finansowania spotów wyborczych na Facebooku w kampanii prezydenckiej w Polsce. Postępowanie prowadzone jest w sprawie nielegalnych spotów w mediach społecznościowych, promujących kandydata KO Rafała Trzaskowskiego i dyskredytujących kandydata popieranego przez PiS Karola Nawrockiego i kandydata Konfederacji Sławomira Mentzena.
- Bardzo się cieszę z tej decyzji. Jestem bardzo zadowolony. Cieszę się, że prokuratura podjęła wątek i trop, który pierwszy wskazał NASK (Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa - red.). Cieszę się, że rozpoczęły się działania operacyjne mające stwierdzić, kto finansował i skąd. Bo wierzę, że to wszystko na koniec zostanie wyświetlone i materiały, które i NASK, i prokuratura, i ABW zbiorą zostaną zaprezentowane. Oczekuję takiej przyszłości - mówił Gawkowski.
Zapytany, czy ma jakąś wiedzę w tym temacie odpowiedział, że tak, ale jest ona zaklauzulowana, czyli niejawna. Dopytany, czy jest coś na rzeczy i czy było jakieś nielegalne finansowanie odparł, że w jego ocenie "jest coś na rzeczy".
- W mojej ocenie te kampanie nie były związane ze sztabem, ale jacyś ludzie, jakieś instytucje w tym uczestniczyły. Te reklamy same się nie pokazywały. To są grube pieniądze, które były na rzeczy - mówił. - Sztab Trzaskowskiego mówił wprost, że to nie są pieniądze, które są związane z ich wydatkami - dodał.
- Ufam temu, co zostało powiedziane, ale też mam świadomość: to też dziennikarskie śledztwa, bardzo dobre, wykazały, że są powiązania zagraniczne. Te dziennikarskie śledztwa, też bardzo mocne, pokazały, że były w Polsce jakieś osoby, które w tym uczestniczyły. I to wszystko powinno być jawne - ocenił.
Autorka/Autor: Martyna Nowosielska-Krassowska/akw
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Rafał Guz